Gdy przechodzimy sąsiedzi wskazują nas palcami, co kwitujemy szelmowskim uśmiechem. Na poniektórych głowach nadal mienią się stare blizny. Jesteśmy fanatykami małej ojczyzny, najbliższego otoczenia. Skrawka ziemi, na którym tkwimy od urodzenia. Cztery bloki, trzepak, dwie ławki i stół do ping-ponga, który widzimy z okna to cały nasz świat. Na zielonym skrawku za śmietnikiem zdarliśmy kilkanaście par butów, biegając w koszulce Raula, Nedveda czy Erica Cantony. Tu się wychowaliśmy i znamy całą okoliczną śmietankę. Ba! My jesteśmy tą śmietanką. 
Nie znamy się na wielkiej polityce czy prawdach kościelnych. Wiemy jedynie, że telewizja kłamie, a w raju czeka na nas piwo, futbol i nagie kobiece biusty. Od wykwintnych restauracji wolimy zatęchłe bary i śmierdzące piwnice naszych kolegów. Świętem dla nas szósty dzień tygodnia. Każda sobota to mecz, każda niedziela to kac. Za przyjaciół damy się pokroić. Jesteśmy hermetyczni, niesforni, niepokorni i nieokiełznani. Nie lubimy obcych, nie lubimy nowych, nie lubimy innych. 
Obrzydza nas nowy świat – świat telefonów, kamer, youtuberów, instagramerów, pozerów i pieniędzy. My to stara szkoła. Oldschool w najczystszym wydaniu. Liczy się prawdziwa przyjaźń, dobra zabawa, futbol i osiedle, które nas wychowało. Brygada to my!